Tomar – z wizytą u templariuszy

To było moje największe portugalskie zaskoczenie. Tomar. Wrzucone do programu wyjazdu tak trochę przez przypadek bo jak już będziemy w okolicy to nijak nie wypada ominąć zabytku z listy UNESCO. Przekonania wielkiego nie miałam. Zamki to nie do końca mój klimat.

Przyjechaliśmy wieczorem. Miasteczko maleńkie, wąskie uliczki w centrum, problem z zaparkowaniem pod wynajętym apartamentem – standard. Kiedy już rozpakowaliśmy się można było wyjść na spacer. Ściemniło się, w górze błyszczały podświetlone mury zamku. A na dole cisza, spokój. Jakby wszyscy poszli spać o 2o. A po zmroku uliczki okazały się wyjątkowo urokliwe. Wyłożone azulejos fasady domów, bruk na uliczkach z motywami krzyży z płaszczy templariuszy. Jakiś fajny klimat miało to miejsce. Po spacerze pozostało kolejne degustowanie miejscowych win z drobnymi przekąskami. I spać.

Rano nastąpił dalszy ciąg odysei z parkowaniem samochodu. Udało się i można było zacząć buszowanie w uliczkach. Mnie jednak w pierwszej kolejności pognało nad rzekę do zauważonych poprzedniego dnia śluz. Lubię zabytki techniki. A tu jak się okazało była stara elektrownia wykorzystująca siłę wody. Budynki wzniesione jakby bezpośrednio na rzece z progami wodnymi i grodziami. Fajne miejsce.

A dalej było jeszcze lepiej. Tomar było takie zwyczajne. Jakby mieszkańcy nie dostrzegali turystycznego boomu. Część domków nieco odrapana, nic z cukierkowatego kiczu. A jednak pięknie było. Przy głównym placu gotycki kościół ze zdobionym portalem, wokół kilka bardziej okazałych kamienic. Pozostało jednak spojrzeć w górę. Na zamek.

To tak naprawdę kompleks klasztorny Zakonu Chrystusa. Wznoszony sukcesywnie od XII wieku. Z zewnątrz zamek jak zamek. Ale wnętrze. Już wejście na pierwszy dziedziniec wywołało wielkie „wow”. Potężne to było. Choć częściowo zrujnowany, cały budynek wprost przygniatał potęgą. A potem zaczął się spacer przez kolejne krużganki- gotyckie, renesansowe, barokowe. Oczopląs od wzorzystych azulejos pogłębiał się. A w prawdziwy zachwyt wprawiła mnie kaplica z wewnętrznym sanktuarium ukrytym w filarze podtrzymującym sklepienie. Całość ozdobiona gotyckimi polichromiami. Coś pięknego. Nie mogłam się napatrzeć. Mniejsze wrażenie zrobiło na mnie słynne okno w stylu manuelińskim, które wskazywane jest w przewodnikach jako główna atrakcja klasztoru. Dla mnie kaplica i krużganki były zdecydowanie lepsze.

 

Nawet nie zauważyliśmy, kiedy upłynęły nam ponad 2 godziny. Trzeba było zbierać się do wyjścia i odjazdu w stronę Batalhy i Obidos. Jeśli coś mnie miało w Portugalii powalić, to zrobiło to właśnie Tomar.