Gruzja: majestatyczny Kaukaz na szlakach Swanetii

Kiedy przeglądam swoje zdjęcia z Gruzji, czasem sama nie mogę uwierzyć, że byłam w tak surrealistycznie pięknych miejscach. Cały kraj ma w sobie wyjątkową magię i w moim przypadku magia ta zaowocowała miłością od pierwszego wejrzenia – miłością do tych niezwykłych miejsc i spotykanych w nich ludzi. Od tamtej pory wiedziałam już, że będę do Gruzji wracać. Wracam i zarażam nią kolejne osoby 🙂

Gruzja to przede wszystkim Kaukaz. A Kaukaz w Gruzji to przede wszystkim Swanetia. Nie sposób odmówić tej krainie uroku, a jej mieszkańcom – góralskiego hartu ducha. Region ten poza okresem letnim jest praktycznie odcięty od świata. Maleńkie lotnisko zamiera, a przedarcie się przez górskie serpentyny jest niemożliwe z powodu grubej na metry pokrywy śnieżnej. W takiej wymuszonej przez warunki naturalne izolacji Swanowie spędzają większą część roku. Jednak w miesiącach letnich kraina rozkwita, dodatkowo ożywiana obecnością turystów, których jest tu coraz więcej.

I nie ma się co temu dziwić, bowiem krajobrazy Swanetii to doprawdy liga światowa. Soczysta zieleń łąk, urozmaicona kolorowymi kwiatami, a dookoła ośnieżone szczyty – tego rodzaju widoki kojarzą nam się z Alpami. Kaukaz, przewyższający nieco Alpy wysokościami bezwzględnymi, ma nad nimi jeszcze jedną przewagę: jest kilkukrotnie od nich tańszy i mniej oblegany przez turystów. Z punktu widzenia zakochanych w przyrodzie górskich włóczykijów – nie mogłoby być lepiej! I nie odstraszy nas fakt, że nie ma tu schronisk górskich; mamy przecież mapy (te są już łatwo dostępne zarówno w Internecie, jak i informacji turystycznej w Mestii – za darmo) i namiot – zatem czego chcieć więcej?

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Muszę przyznać, że podczas ostatnich wakacji w Gruzji trafiliśmy na doskonałą pogodę. W ciągu kilkudniowego trekkingu spaliśmy pod namiotem m. in. nad Jeziorami Koruldi na wysokości 2800 m n.p.m. oraz pod lodowcem Adishi (ok. 2200 m n.p.m.). Spotykaliśmy od czasu do czasu innych turystów, jednak zdecydowanie większą część wędrówki spędziliśmy na szlaku samotnie. Nocleg powyżej 2000 m w namiocie nawet w środku lata nie należy do najcieplejszych (konieczny porządny śpiwór!), ale wrażenia wprost niezapomniane.

Największych estetycznych doznań w całej wędrówce dostarczyła mi wieś Adishi. Z bliska okazała się być to osada złożona z zaledwie kilku domostw, tak malowniczo ulokowanych w górskiej dolinie, że samo wspomnienie tego widoku budzi we mnie zachwyt i uśmiech na twarzy. W miarę oddalania się od wioski jej widok na tle gór wydawał się coraz bardziej bajkowy, a my nie mogliśmy przestać robić zdjęć. Doszło do tego, że – aby nie spowalniać marszu – gdy któreś z nas obejrzało się za siebie i znów z zachwytu nie mogło podnieść szczęki z ziemi, mówiło do drugiego: „Tylko się nie oglądaj…”

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ciekawym przeżyciem była również przeprawa przez rzekę kilka kilometrów dalej. Ze względu na to, że wody rzeki zasila topniejący lodowiec Adishi, przejście przez nią możliwe jest jedynie rano, gdy jej stan jest najniższy w ciągu całej doby. Zadanie jednak nadal nie jest łatwe, ponieważ woda, choć sięga jedynie kolan, jest lodowata, a jej nurt tak silny, że dosłownie zwala z nóg. Na szczęście miejscowi górale przychodzą nam tu z pomocą i za drobną opłatą oferują przeprawę przez rzekę na grzbietach swoich koni.

Poza dźwiganym na własnym grzbiecie dachem nad głową w postaci namiotu, zdarzało nam się sypiać w domach Swanów oferujących pokoje gościnne (na co drugim budynku w Swanetii widnieje angielski napis „Guesthouse”), a często także przygotowywane przez siebie jadło. Gruzińska kuchnia i gościnność to jednak temat na osobną opowieść i kolejny powód, dla którego nie da się w tym kraju nie zakochać 🙂